Fryderyk Chopin był wielkim kompozytorem, jednym z najlepszych muzyków swego pokolenia. Niestety jak to w życiu bywa gdy ktoś posiada jeden wielki dar, to zarazem ma jakąś skazę. Skazą Chopina było jego zdrowie.
Chopin zmarł 17 października 1849 roku dwie godziny po północy. W jego otoczeniu było kilka osób przeczuwających to co miało nastąpić. Byli to Ludwika, księżna Marcelina, Gutmann, Solange oraz Thomas Albrecht. Z relacji Solange wynikało, iż w chwili śmierci trzymała go za rękę – w pewnym momencie dostał ataku, a ona zwołała Gutmanna, aby podać Fryderykowi szklankę wody. Nie zdążyli. Kompozytor odszedł ze wzrokiem utkwionym w córkę George Sand. Pracę nad nagrobkiem dla Chopina rozpoczął dzień po śmierci muzyka Clesinger, który to również zdjął maskę pośmiertną. Przez cały dzień malarz Teofil Kwiatkowski rysował twarz Fryderyka. Następnie wyjęto jego serce, a ciało przeniesiono do krypty w kościele świętej Magdaleny. Mieszanie zapieczętowano. Wcześniej Ludwika w obawie przed ciekawskimi mackami rosyjskiej ambasady, wyniosła z mieszkania prywatne dokumenty zmarłego. Wśród nich
były starannie zapakowane list od George Sand, pieniądze oraz najcenniejsze przedmioty. Okazało się, iż pieniędzy jest nieco więcej niż się spodziewano, dlatego wkrótce potem uregulowano większość długów kompozytora. Uroczystość pogrzebowa odbyła się 30 października, prawie dwa tygodnie po śmierci Chopina. Było to związane z tym, iż na jego pogrzebie miało być wykonane Requiem Mozarta, a na to potrzebna była zgoda biskupa Paryża zezwalająca kobietom śpiewać w kościele św. Magdaleny. Do tego spodziewając się tłumów należało przygotować zaproszenia by utrzymać porządek.
W trakcie uroczystości pogrzebowych Luigi Laablache zaśpiewał Tuba miru ma, podobnie jak na pogrzebie Beethovena dwadzieścia lat wcześniej. Po nabożeństwie trumnę przewieziono na cmentarz Pere Lachaise. Na czele konduktu pogrzebowego szedł książę Adam Czartoryski, a za nim w orszaku cała elita paryskich wirtuozów, a także tysiące przyjaciół i wielbicieli zmarłego (liczby nie są przesadzone). Wiadomość o tragedii szybko się rozniosła, wielu znanych pisarzy pisało własne nekrologi, jednak żaden nie dorównywał Norwidowi. Niezmiernie mocno wiadomość o śmierci Chopina wstrząsnęła dawną miłością kompozytora – George Sand. Jane Stirling nigdy nie doszła do siebie i rozpoczęła istny kult religijny pamięci Fryderyka. Jak pisze Adam Zamoyski w swojej książce, jedną z osób dla których brakowało zmarłego, nie tylko jako artysty, ale również jako człowieka był Delacroix – słynny malarz francuski oraz przyjaciel Chopina. Miał on podobno w swojej sypialni mały rysunek Fryderyka przedstawionego jako Dantego. Zawsze gdy mógł, wspominał kompozytora jako niepokornego geniusza, którego „niebo pozazdrościło ziemi”.
Dodaj komentarz